Konflikt zaostrzył się jeszcze bardziej. W nocy zostało zbombardowane miasto Gori – oprócz bazy wojskowej bomby spadły również na budynki mieszkalne i są ofiary wśród cywilów. Pani ze łzami w oczach powiedziała, że ma brata w Gori, który w rozmowie telefonicznej przerażony kazał jej uciekać do lasu i tam szukać schronienia przed ruskimi pociskami i bombami.
SMS-y z Polski informują nas o kolejnych bombardowaniach, o zamkniętej przestrzeni powietrznej nad Gruzją, a także o odwołanych lotach – potwierdzać to zdają się właściciele kwatery: „Samalota nie budiet!”. Pocieszają nas
jednak, że tu, w Mcchecie, jesteśmy bezpieczni – nie ma tu przemysłu, baz, ani żadnych innych strategicznych celów do zbombardowania.W wynikłej sytuacji nie pozostaje nam nic innego jak jak najszybsze dostanie się do Tbilisi do Ambasady i próba dowiedzenia się czegoś konkretnego o lotach pasażerskich. Postanowiliśmy że udamy się tam od razu, pomijając zwiedzanie przewidzianego na dziś monastyru Dżwarii. Rozdzielanie się w tej bądź co bądź poważnej sytuacji było bardzo złym pomysłem – to w końcu wojna, kto wie co może się stać. Mogą być utrudnienia komunikacyjne, logistycznie, odcięte linie i byśmy się już nie znaleźli.
Opuszczając kwaterę i kierując się ku centrum miasteczka, mogliśmy zaobserwować gromadki miejscowych mieszkańców, słuchających z powagą wiadomości z przenośnych radyjek (prądu nie było od rana w całej okolicy). Wyglądało na to, że faktycznie stało się dziś rano coś poważnego.
Kiedy część z nas ruszyła na miasto w poszukiwaniu jakiegoś noclegu (myśleliśmy nawet żeby wrócić do Mcchety i stamtąd dojeżdżać do Tbilisi), część została na ulicy Zubalaszwilich pod ambasadą, gdzie powstał istny bank informacji.
Nas wojna zastała prawie pod koniec wyjazdu. Ale co z tymi co dopiero co przyjechali do Gruzji? Ponoć grupa 20 Polaków właśnie co przypłynęła promem do Poti, a Poti też zostało niedawno zbombardowane. Ciekawe jak się musieli wtedy czuć – przypływają na wakacje, a tu spadają bomby i płoną portowe terminale naftowe. Na szczęście nikomu nic się nie stało a celem były tylko strategiczne instalacje.
Kolejne wieści. Do konfliktu włączyła się Abchazja (również zbuntowana prorosyjska prowincja), a przed chwilą swoje przemówienie zakończył prezydent Gruzji Misza Saakaszwili. Otwarcie oskarżył Rosję na prowadzenie na ich terenie wojny i ostrzał gruzińskich miast. Zapowiedział także wprowadzenie stanu wojennego.
Mijają kolejne minuty. Już wiemy. Decyzją parlamentu mamy w Gruzji stan wojenny. Jednak co on oznacza w praktyce nie wiedzą dokładnie nawet pracownicy ambasady. Stan wojenny ma ułatwiać wprowadzanie decyzji militarnych, ale co ma oznaczać dla przeciętnego obywatela i turysty z innego kraju - tego nie wiemy. Godzina policyjna? Mobilizacja wojska? Ograniczenie dostaw energii? Odcięcie linii telekomunikacyjnych? Zawieszenie transportu publicznego? To tylko spekulacje i domysły. Konsul polecił nam zaciągnąć języka od jakichś Gruzinów i potem zdać mu relacje o co w tym wszystkim chodzi.Wprowadzenie stanu wyjątkowego przesądziło sprawę. W polskim MSZ-cie zapadła decyzja o ewakuacji. Rząd ma zapewnić wszystkim obywatelom RP transport do Armenii do Erewania, a stamtąd rządowy samolot ma zabrać wszystkich do Polski. Ewakuacja jest dobrowolna i będzie finansowana z budżetu państwa. Wyszło też rozporządzenie o dokładnym spisie wszystkich Polaków znajdujących się w Gruzji, bez względu na to czy chcą być ewakuowani czy nie. Ewakuacja ma nastąpić jutro z samego rana spod ambasady.
Tak więc dziś zostajemy w Tbilisi. Nie chcąc tracić więcej czasu, meldujemy się w prywatnej kwaterze przy ulicy Besinki za astronomiczną kwotę 30 lari za osobę (coś ostatnio mamy skłonność do przepłacania). Początkowo myśleliśmy o noclegu w kultowym w Tbilisi miejscu u Iriny Dżaparidze, ale tam było daleko i nie wiadomo czy byśmy dostali miejsce dla 8-miu osób (dostaliśmy sygnały że większość hoteli i tak już jest przepełniona), a kwaterę mieliśmy mniej niż 100m od ambasady. Zostało nam pół dnia na zobaczenie choć skrawka miasta. Musimy się sprężać - pierwotnie na zwiedzanie Tbilisi mieliśmy przeznaczyć aż 3 dni.
Centrum Tbilisi robi zupełnie inne wrażenie niż okolice dworca które widzieliśmy podczas naszej wcześniejszej wizyty. Reprezentacyjna aleja Rustaweli, na której mieszczą się ekskluzywne sklepy, butiki, banki itp., wygląda zupełnie jak w typowym mieście zachodnioeuropejskim. Ulica jest szeroka, ładna, chodniki czyste. Pod okazałym budynkiem parlamentu (nawiasem mówiąc całym ewakuowanym nakazem prezydenta) zebrała się spora grupa demonstrantów i uchodźców z Osetii. Zachowują jednak się dosyć spokojnie.
Sam kościół Sameba (სამება - Trójcy) pozostawia jednak mieszane odczucia. Prowadzą do niego szerokie i dość wysokie schody. Sam budynek jest ogromny i wprost monumentalny - jest to największy kościół na całym Zakaukaziu i jedna z największych świątyń prawosławnych na świecie. Wykonany jest bardzo dokładnie w tradycyjnym gruzińskim stylu architektonicznym. Czuć jednak, że kościół aż pachnie nowością. Widać było
Ambasada RP w Tbilisi ciągle przysyła nam SMS-y powiadamiające o planowanej na jutro ewakuacji. Widocznie dorwali się do spisu wszystkich telefonów w roamingu i wysyłają z automatu dziesiątki wiadomości:
W związku z wprowadzeniem stanu wojennego na terenie Gruzji i decyzją MSZ o organizacji dobrowolnej ewakuacji obywateli RP, prosimy o kontakt wszystkie osoby niezależnie od ich osobistej decyzji. Osoby zarejestrowane informujemy, że wyjazd (…) nastąpi w dniu jutrzejszym w godzinach porannych (…)”.
Jedna wiadomość z ambasady jednak szczególnie nas poruszyła:
„Podajcie jeszcze raz wasze imiona i nazwiska! Wasza kartka zaginęła! Pozdro!”
W Tbilisi, mimo dramatycznych wydarzeń w Osetii, Abchazji i w reszcie zbombardowanej Gruzji, mimo wprowadzenia stanu wyjątkowego, w ogóle nie czuć było atmosfery wojny. Dzień jak każdy inny. Ludzie spacerowali, pary trzymały się za ręce w parku. Tylko gdzieniegdzie było widać rezerwistów oraz policjantów uzbrojonych w karabiny. Niemalże sielski spokój zakłócały jedynie skandujące tłumy pod parlamentem oraz kierowc
Było już późno, część z nas udała już się na spoczynek, a część chciała jeszcze zażyć kąpieli w łaźni. Jutro rano opuszczamy już Gruzję!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz