Cały dzisiejszy dzień mamy zamiar przeznaczyć na odpoczynek, relaks, kąpiele w jeziorze, jednym słowem - chill-out. Pierwsza od paru dni kąpiel była bardzo pożądana i orzeźwiająca. Zrobiliśmy też małą przepierkę (choć dość skutecznie utrudniał nam to młodzieniec pompujący wodę z jeziora poprzez dziurawy i sikający na boki wąż strażacki).
Przenieśliśmy się na drugą stronę jeziora na polankę (gdzie mieliśmy zamiar wczoraj w nocy dotrzeć), gdyż w naszym obozowisku nie było wcale cienia, a słońce paliło. Chcieliśmy tam poodpoczywać, poleżeć nad jeziorem, pokąpać się. Polanka z bliska jednak wyglądała jak z najgorszego koszmaru. Tyle śmieci i odpadów nad brzegiem jeziora nie widzieliśmy jeszcze nigdzie. Po prostu morze śmieci. Papiery, opakowania, wielkie dwulitrowe butelki po piwie Natakhtari. Gruzini to po prostu naród śmieciarzy, najwyraźniej nieuświadomionych, że śmieci które wyrzucają prosto do jeziora czy rzeki prędzej czy później do nich wrócą.
*Mała ciekawostka: kiedy wychodziliśmy już (wygonieni) z kwatery w Kazbegi, zabraliśmy ze sobą worki z odpadami, które mieliśmy zamiar wyrzucić do najbliższego śmietnika. Gdy spytaliśmy miejscowego Gruzina, gdzie można pozbyć się odpadów, ten bez zażenowania powiedział machając ręką: „Do rzeki!”. W rzece faktycznie pływała w tym czasie fura śmieci. Problem w tym, że owa rzeka uznawana jst za jedną z najczystszych w Gruzji, cała miejscowość czerpie z niej wodę, a nawet sprzedaje się wodę butelkową o nazwie „Kazbegi”.
Na szczęście odrobinę dalej udało się znaleźć skrawek jeziora tylko „trochę” zanieczyszczony. Woda była ciepła i dość czysta, więc resztę popołudnia spędziliśmy tutaj.
Później tradycyjnie wizyta w restoranie (ostre, chinkali, chaczapuri…) oraz krótka wizyta w sklepie. Zaskakujące jest to, że praktycznie wszyscy mieliśmy dzisiaj problemy z żołądkiem. Czy było to spowodowane miejscową wodą? Jedzeniem? A może winem od nadzwyczaj przyjacielskiego Gruzina? Tego niestety raczej się nie dowiemy.
Kiedy zbliżał się wieczór, dostaliśmy z Polski pierwsze niepokojące SMS-y. „Konflikt w Osetii Płd. Się zaostrza”; „Wojska gruzińskie wkroczyły do Południowej Osetii”. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy co to oznacza i w co owy konflikt może się przerodzić… [był 8 sierpnia 2008r.]
Międzyczasie postanowiliśmy porobić nocne zdjęcia fortecy Ananuri z pobliskiego mostu. Podczas ustawiania statywów na barierce, zaświeciło latarkami i podeszło do nas trzech uzbrojonych w Kałasznikowy policjantów. Okazało się, że ze względu na obecną plohą sytuacyję na północy Gruzji, policjanci zostali przydzieleni do obserwowania i pilnowania tego strategicznego mostu. Niestety zbyt wiele o co chodzi z ową sytuacyją nie chcieli nam wyjaśnić, nie zezwolili także aby robić im zdjęcia…Czyżby konflikt południowo-osetyjski miał wkroczyć w decydującą fazę?
Przenieśliśmy się na drugą stronę jeziora na polankę (gdzie mieliśmy zamiar wczoraj w nocy dotrzeć), gdyż w naszym obozowisku nie było wcale cienia, a słońce paliło. Chcieliśmy tam poodpoczywać, poleżeć nad jeziorem, pokąpać się. Polanka z bliska jednak wyglądała jak z najgorszego koszmaru. Tyle śmieci i odpadów nad brzegiem jeziora nie widzieliśmy jeszcze nigdzie. Po prostu morze śmieci. Papiery, opakowania, wielkie dwulitrowe butelki po piwie Natakhtari. Gruzini to po prostu naród śmieciarzy, najwyraźniej nieuświadomionych, że śmieci które wyrzucają prosto do jeziora czy rzeki prędzej czy później do nich wrócą.
*Mała ciekawostka: kiedy wychodziliśmy już (wygonieni) z kwatery w Kazbegi, zabraliśmy ze sobą worki z odpadami, które mieliśmy zamiar wyrzucić do najbliższego śmietnika. Gdy spytaliśmy miejscowego Gruzina, gdzie można pozbyć się odpadów, ten bez zażenowania powiedział machając ręką: „Do rzeki!”. W rzece faktycznie pływała w tym czasie fura śmieci. Problem w tym, że owa rzeka uznawana jst za jedną z najczystszych w Gruzji, cała miejscowość czerpie z niej wodę, a nawet sprzedaje się wodę butelkową o nazwie „Kazbegi”.
Na szczęście odrobinę dalej udało się znaleźć skrawek jeziora tylko „trochę” zanieczyszczony. Woda była ciepła i dość czysta, więc resztę popołudnia spędziliśmy tutaj.
Później tradycyjnie wizyta w restoranie (ostre, chinkali, chaczapuri…) oraz krótka wizyta w sklepie. Zaskakujące jest to, że praktycznie wszyscy mieliśmy dzisiaj problemy z żołądkiem. Czy było to spowodowane miejscową wodą? Jedzeniem? A może winem od nadzwyczaj przyjacielskiego Gruzina? Tego niestety raczej się nie dowiemy.
Kiedy zbliżał się wieczór, dostaliśmy z Polski pierwsze niepokojące SMS-y. „Konflikt w Osetii Płd. Się zaostrza”; „Wojska gruzińskie wkroczyły do Południowej Osetii”. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy co to oznacza i w co owy konflikt może się przerodzić… [był 8 sierpnia 2008r.]
Międzyczasie postanowiliśmy porobić nocne zdjęcia fortecy Ananuri z pobliskiego mostu. Podczas ustawiania statywów na barierce, zaświeciło latarkami i podeszło do nas trzech uzbrojonych w Kałasznikowy policjantów. Okazało się, że ze względu na obecną plohą sytuacyję na północy Gruzji, policjanci zostali przydzieleni do obserwowania i pilnowania tego strategicznego mostu. Niestety zbyt wiele o co chodzi z ową sytuacyją nie chcieli nam wyjaśnić, nie zezwolili także aby robić im zdjęcia…Czyżby konflikt południowo-osetyjski miał wkroczyć w decydującą fazę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz