Przenieśliśmy się na drugą stronę jeziora na polankę (gdzie mieliśmy zamiar wczoraj w nocy dotrzeć), gdyż w naszym obozowisku nie było wcale cienia, a słońce paliło. Chcieliśmy tam poodpoczywać, poleżeć nad jeziorem, pokąpać się. Polanka z bliska jednak wyglądała jak z najgorszego koszmaru. Tyle śmieci i odpadów nad brzegiem jeziora nie widzieliśmy jeszcze nigdzie. Po prostu morze śmieci. Papiery, opakowania, wielkie dwulitrowe butelki po piwie Natakhtari. Gruzini to po prostu naród śmieciarzy, najwyraźniej nieuś
*Mała ciekawostka: kiedy wychodziliśmy już (wygonieni) z kwatery w Kazbegi, zabraliśmy ze sobą worki z odpadami, które mieliśmy zamiar wyrzucić do najbliższego śmietnika. Gdy spytaliśmy miejscowego Gruzina, gdzie można pozbyć się odpadów, ten bez zażenowania powiedział machając ręką: „Do rzeki!”. W rzece faktycznie pływała w tym czasie fura śmieci. Problem w tym, że owa rzeka uznawana jst za jedną z najczystszych w Gruzji, cała miejscowość czerpie z niej wodę, a nawet sprzedaje się wodę butelkową o nazwie „Kazbegi”.
Na szczęście odrobinę dalej udało się znaleźć skrawek jeziora tylko „trochę” zanieczyszczony. Woda była ciepła i dość czysta, więc resztę popołudnia spędziliśmy tutaj.
Później tradycyjnie wizyta w restoranie (ostre, chinkali, chaczapuri…) oraz krótka wizyta w sklepie. Zaskakujące jest to, że praktycznie wszyscy mieliśmy dzisiaj problemy z żołądkiem. Czy było to spowodowane miejscową wodą? Jedzeniem? A może winem od nadzwyczaj przyjacielskiego Gruzina? Tego niestety raczej się nie dowiemy.
Kiedy zbliżał się wieczór, dostaliśmy z Polski pierwsze niepokojące SMS-y. „Konflikt w Osetii Płd. Się zaostrza”; „Wojska gruzińskie w
Międzyczasie postanowiliśmy porobić nocne zdjęcia fortecy Ananuri z pobliskiego most
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz