10-ty dzień podróży, czyli lekka zmiana planów

Dziś mamy zamiar wyjechać w końcu z Batumi (bo ileż można zalegać w nadmorskim kurorcie gdy tyle jeszcze do zwiedzenia) i udać się do portu Poti. Z ciekawości zahaczamy jednak jeszcze o agencję lotniczą sprzedającą bilety na samolot (dostaliśmy cynk od wykładowcy z uniwersytetu że warto spróbować). Ku naszej uciesze, można dość tanio polecieć z Tbilisi (stolica Gruzji) do Kijowa na Ukrainie. Koszt biletu na 3 tygodnie przed wylotem to niecałe 240 lari (360zł). Kusząca propozycja. Samolot mamy bowiem pewny, a rejs promem nie dość że trwa dłużej, to jeszcze wcale nie jest pewne czy dostaniemy bilety na wybrany przez nas termin. No i nie musielibyśmy jechać do Poti i kombinować. Musimy to przemyśleć.
Międzyczasie udajemy się marszrutką za miasto do położonego nieopodal parku botanicznego (wstęp 6 lari, nie ma zniżek). Park jest dość zaniedbany, najlepsze czasy świetności ma już niestety za sobą. Nad wejściem widać pozostałości wyciągu krzesełkowego idącego nad parkiem. Sam park gromadzi na sporej powierzchni drzewa i krzewy z różnych stron świata. Przejście całego parku wzdłuż to dobre 2 godziny (6km). Idąc wśród rozmaitej roślinności fitogeograficznej, zamieniamy słowo z panią z obsługi parku. Żali się nam, że za ‘komuny’ było dużo lepiej, a teraz gdy nastał kapitalizm to jest bieda i ludzie ledwie wiążą koniec z końcem. Pani niegdyś była nauczycielką języka rosyjskiego i jeździła do Moskwy, do Niemiec. Teraz, gdy pozamykano rosyjskojęzyczne szkoły, zmuszona jest pracować w parku i od paru lat nie była nawet nad morzem, które z parku widać doskonale.
Namyśliliśmy się. Będziemy wracać samolotem przez Ukrainę. Rozmaite zalety przelotu przeważyły, a poza tym niektórzy uczestnicy wyprawy związani są terminami i muszą wrócić w określonym czasie do Polski (samolotem będą szybciej). Planowany wylot z Tbilisi to 14 sierpień. Pozostały więc równo 3 tygodnie na zwiedzanie Gruzji. Mamy nadzieje że w tak krótkim czasie uda nam się zobaczyć jak najwięcej (choć np. Lado uważa że 3 tygodnie to zdecydowanie za mało).

Weryfikujemy trochę plany na najbliższe dni. Skoro już nie musimy jechać do nadmorskiego Poti, możemy się udać w kierunku Borżomi, do parku narodowego Borżomi-Karagouli, tak jak planowaliśmy wcześniej. Na koniec wycieczki po Gruzji mamy zamiar udać się do Tbilisi, gdzie spokojnie będziemy oczekiwać na samolot. Kupno biletów lotniczych jednak trochę nam zajęło. Mamy mało czasu na znalezienie marszrutki. Marszrutki „rejsowe” w kierunku Borżomi jechały wcześnie rano. Może uda nam się wynająć coś prywatnie. Lado prowadzi nas jakimiś skrótami przez ciasne zaułki Batumi na parking oddalony nieco od dworca. Próbujemy dogadać się z kierowcami, jednak bezskutecznie. Gruby kierowca w marynarskim ubranku rzuca wysoką cenę 300 lari (wychodzi po 37,5 lari za osobę, więc koszmarnie drogo). Szybko kalkulujemy co nam się bardziej opłaca i decydujemy że rezygnujemy z wyjazdu dzisiaj. O wiele lepszą opcją będzie zostanie w Batumi jeszcze jedną noc i wyruszenie do Borżomi jakimś normalnym połączeniem z samego rana.

W naszym hotelu na szczęście zostajemy przyjęci z otwartymi ramionami (jak powiedział Dziadzia, „Prabliema niet!”). Wyjawniamy nasze plany na następne dni Mirzy. Po wizycie w Borżomi mamy zamiar udać się na południe do Wardzii, o której każda napotkana osoba opowiadała nam że to prikrasne miejsce (czyli przepiękne). Jak się okazuje, mieszka tam też drug Mirzy. Mirza pisze więc dla nas list polecający, który mamy okazać po przybyciu na miejsce. Niestety nie mamy pojęcia co jest w nim napisane (wszystko po gruzińsku), ale dzięki owemu listowi będziemy mieli w Wardzii zapewniony nocleg i posiłek. Jesteśmy bardzo ciekawi co z tego wyniknie. Ponieważ już nie będziemy wracać nad morze, chcemy ostatni wieczór w Batumi skrzętnie wykorzystać na kąpiel w Morzu Czarnym. Po kąpieli udajemy się jeszcze trochę pospacerować po bulwarze, a potem do hotelu. Żegnamy się z Lado, który bardzo nalega aby mógł jechać dalej razem z nami. Niestety na to nie możemy się zgodzić, nie możemy brać za niego odpowiedzialności.

Brak komentarzy: